
Przebaczenie
PRZEBACZENIE nie jest uczuciem. Nie jest też zapomnieniem, zlekceważeniem krzywdy ani przyznaniem komuś racji. Nie oznacza wymazania przeszłości, lecz decyzję, by przestała ona kierować moim życiem. Przebaczenie to nie ucieczka – to odwaga. Nie słabość – lecz siła. To świadomy akt woli, który wybieram nie wtedy, gdy czuję ulgę, ale wtedy, gdy pragnę wolności.
W powszechnym wyobrażeniu przebaczenie bywa utożsamiane z pojednaniem, z rozmową, konfrontacją, gestem zgody. Tymczasem prawda bywa inna: przebaczenie nie wymaga kontaktu z drugą osobą. To nie jest kontrakt ani dwustronna wymiana. To wewnętrzna decyzja, która dojrzewa w ciszy serca. Niejednokrotnie nie ma już możliwości rozmowy – bo osoba, która zraniła, odeszła, nie przyjmuje odpowiedzialności, nie rozumie. A czasem to ja sam nie chcę i nie muszę tej relacji przywracać.
Przebaczam nie dlatego, że ktoś mnie przeprosił. Przebaczam, ponieważ nie chcę dłużej żyć w więzieniu, które sam sobie zbudowałem z bólu, gniewu i żalu. Wybieram, by wyjść z ciemnej komnaty przeszłości ku światłu teraźniejszości. Chcę żyć dalej, bez ciężaru, który nieustannie przypomina o ranach. Blizny mogą pozostać – ale nie muszą już boleć.
W moim życiu przyszło mi przebaczać nie raz – i nie były to sprawy błahe. Zranienia, które nosiłem, czasem były głębokie, a ich źródłem ludzie mi bliscy. Przebaczenie nigdy nie przyszło łatwo ani „z automatu”. Każdy taki moment był wyborem – trudnym, ale koniecznym. I choć nie zawsze czułem, że krzywda została „wyrównana”, to właśnie w przebaczeniu odzyskiwałem pokój. Jednocześnie dobrze znam też drugą stronę – własne słabości, pomyłki, te chwile, gdy sam zawiodłem, zraniłem. I wtedy również musiałem zdobyć się na pokorę: podejść, spojrzeć w oczy i prosić o przebaczenie. Bez wymówek. Bez obrony. Z pełną świadomością, że ta prośba to nie tylko gest wobec drugiego, ale i lekcja człowieczeństwa dla mnie samego.
Przebaczenie nie zawsze przynosi natychmiastową ulgę. Uczucia nie nadążają za decyzją. I to jest naturalne. Przebaczenie jest początkiem procesu, nie jego końcem. A jednak to właśnie ta decyzja – choćby szeptana, zapisana w notatniku, wypowiedziana w milczeniu – staje się pierwszym krokiem ku wewnętrznemu uzdrowieniu.
Dla mnie przebaczenie ma przede wszystkim wymiar duchowy. Choć można o nim mówić w kategoriach psychologicznych czy egzystencjalnych, wiem, że moja siła do przebaczania nie bierze się wyłącznie ze mnie. Zawsze przebaczam w Imię Jezusa Chrystusa, aktem mojej woli. Nie wtedy, gdy emocje się uspokoją, lecz wtedy, gdy postanawiam – czasem wbrew nim – że chcę być człowiekiem wolnym. Wierzę, że łaska jest silniejsza niż krzywda, a pokój – większy niż racja.
Nie przebaczam, bo ktoś na to zasługuje. Przebaczam, bo ja zasługuję na pokój.
Szklary Górne, 16 – 20 lipca 2025r.
